Nie wiem, jak mógł mieć na imię. Może Józef? Albo Jan? Czy to zresztą miało większe znaczenie, skoro to nie jego imię określało, kim tak naprawdę był? Nawet Ewangelia mówi o nim: "człowiek, który miał uschłą rękę".
A on w ciągu kolejnych lat czuł, że jest inaczej, że on to coraz bardziej to USCHŁA RĘKA, z którą przypadkowo zrośnięty jest człowiek. Człowiek przez małe "c". To uschłą rękę zauważali ludzie, czasem z drwiną, częściej z litością. To uschła ręka była wyrokiem
skazującym na żebranie zamiast pracy, na życie bez życia i bez marzeń. I to uschła ręka nauczyła go, że lepiej nie rzucać się w oczy i zachowywać bezpieczny dystans.
Nawet jeśli słyszał cokolwiek o Nauczycielu z Nazaretu, nie ośmieliłby się chociażby pomyśleć, żeby do Niego podejść. Słowa o prośby o uzdrowienie nie przeszłyby mu przez gardło. Żeby chcieć uzdrowienia, trzeba CHCIEĆ po prostu - a on zapomniał jak to jest czegoś pragnąć. I to nie uschła ręka była problemem. To w duszy coś umarło, coś uschło - po cichu i na zawsze.
Do dzisiaj nie wie, jak to się stało, że usłyszał słowa: "Stań tu na środku!". W jaki sposób Ten Człowiek nawiązał z nim kontakt wzrokowy, skoro patrzył zawsze pod nogi albo na rękę, nigdy ludziom w oczy? To był ten jeden, jedyny raz, gdy stojąc w swoim dobrze oswojonym kącie w synagodze, w miejscu, w którym czuł się bezpiecznie i nikomu nie przeszkadzał, ośmielił się podnieść wzrok. A gdy spojrzał w oczy Tego Człowieka, zniknęło wszystko, co było wokół. Był tylko Człowiek i Głos, który wypowiedział moje imię, choć tak dawno go nie słyszałem: stań tu na środku. Stań w centrum, blisko. Stań obok Mnie.
A potem już nic nie było jak dawniej. Wszystko było nowe i pełne życia. I nie, on wcale się tego nie spodziewał. Nie sądzi też, żeby w jakikolwiek sposób na to zapracował czy zasłużył. I nie powie Ci dzisiaj niczego, co mogłoby się kojarzyć z mądrym kazaniem, oprócz tego, że on wie jak to jest - chować się cicho w bezpiecznej i oswojonej przestrzeni, pragnąc tylko dotrwać do końca dnia. Wie jak czuje się ktoś, kto nawet nie ośmiela się nazwać swoich pragnień, bo patrzy jedynie na to, co w jego życiu bezużyteczne, słabe i uschłe.
Wie też, że cuda nie są tylko dla tych, którzy potrafią biec bez wytchnienia, wołając o ratunek. Gdyby tak było, nie można by ich było nazwać cudami. A cuda są też dla tych, którzy nie tylko nie są w stanie iść ku temu, co dobre, ale którzy nawet nie potrafią ustać na nogach, bo wyczerpali wszystkie swoje siły.
Cuda są dla tych, którzy już nie potrafią o nie wołać. Są dla tych ostatnich, zapomnianych i schowanych przed ludzkimi spojrzeniami, bo dla Jezusa oni właśnie są pierwsi. I choćby wszyscy o nich zapomnieli - On zawsze wyłowi ich z tłumu. Choćby oni sami zapomnieli jak mają na imię - On wypowie je z troską i mocą. Choćby coś w nich uschło i umarło - On tchnie w nich nowe Życie. Bo tak właśnie działa Miłość.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza