Poranny przegląd supermocy:
wyspanie - minus dwie godziny
cierpliwość - ledwie odrobinka
odporność na hałas - minus pięćset sto dziewięćset
senność - plus trzysta
ból głowy - plus osiem i rośnie
Jestem supermamą. Naprawdę jestem, przynajmniej czasami. Ale sa takie dni, kiedy dosłownie wyczerpują mi się baterie. Jedną ręką ogarniam wtedy poranną rzeczywistość, a drugą - szukam źródeł zasilania, żeby zaradzić kryzysowi energetycznemu. Najpierw kawa - małe łyki przyjemnie gorzkiego napoju supermenów. Potem próba odnalezienie jakiegoś cichego kącika - z widokiem na dzieci oczywiście - i sklecenia czegoś na kształt porannej modlitwy.
Panie Jezu - ZOSTAW TO! - yyyy więc Panie Jezu- NIE ROZLEWAJ TEGO - Panie Jezu, proszę Cię - BO ZARAZ PÓJDZIESZ DO KĄTA! - pomóż mi w tym dniu być blisko Ciebie - I CZY JA MUSZĘ WSZYSTKO POWTARZAĆ DZIESIĘĆ RAZY???
Taaak... czasem supermoce są na wyczerpaniu ;)
Słyszę niekiedy takie ładne, zgrabne zdania o tym, że trzeba doświadczyć swojej słabości, żeby z wiarą prosić Boga o pomoc. Że czasem im gorzej, tym lepiej. Że stawanie w prawdzie, że puste ręce, z którymi się do Niego przychodzi. Że moc w słabości się doskonali i tak dalej.
Piękne, okrągłe, pełne mądrości zdania. No może i tak, ale dzisiaj wiem jedno - w jakikolwiek sposób by się to nie odbywało, boli jak cholera. W dzień superNIEMOCY przez mój wygodny świat przechodzi małe tornado i to wcale nie jest fajne. To burzy moją iluzję, że mogę radzić sobie o własnych siłach.
Nie mogę. Ale w takich chwilach pojawia się w mojej głowie jedno zdanie o mocy przewyższającej wszystkie moje codzienne super moce.
Zdanie super-hiper-mega-MOCne.
Że Jezus jest moim Zbawicielem. Że On zbawia. A skoro jest ze mną zawsze, skoro jest przy mnie w mojej codzienności, to nie sądzę żeby to wszystko umknęło Jego uwadze. Czyli musi być dobrze - chociaż niekoniecznie po mojej myśli.
A po drugiej kawie senność tylko plus sto :)
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza